Mijasz ją codziennie. Gdy dźwiga ciężką siatkę, wchodząc po schodach na czwarte piętro. Gdy jedzie autobusem do pracy i nerwowo stuka palcem wskazującym o szybę, zastanawiając się, co ugotować na obiad. Gdy posyła ci niezrozumiałe spojrzenie, jakby chciała coś powiedzieć, lecz tak naprawdę nie może znaleźć słów.

Matka. Własna. Cudza. Nietrudno dostrzec ten jednoczący pierwiastek macierzyństwa, który scala wszystkie kobiety naznaczone piętnem wiecznej miłości do swoich dzieci. W ich spojrzeniu, sposobie poruszania się, gestach można wyczytać jak z otwartej księgi, że jest na świecie ktoś, za kogo oddałyby życie.

Szczególnie chciałabym zwrócić uwagę na niezwykłą postać, jaką jest Nina Kacew. Nina była matką. Można powiedzieć o niej także wiele innych rzeczy, na przykład, że była nadopiekuńcza, niezrównoważona psychicznie, nietaktowna. Nie sposób jednak pominąć ogromnej miłości, jaką darzyła swojego potomka. Swoje jedyne dziecko kochała tak bardzo, że niemal odcięła je od świata, zamykając w ciasnym kręgu swoich własnych ambicji. Nic dziwnego, że jej syn Romain Kacew, nabawił się emocjonalnej klaustrofobii i nawet po śmierci matki był zmuszony żyć pod jej dyktando.

Tę niezwykłą historię relacji matki i dziecka w piękny sposób ujmuje film „Obietnica poranka”. Nina w końcu dopięła swego i jej ukochany syn sprostał przyszłości, jaką dla niego ułożyła. Warto wybrać się na ten film i przekonać się, jak wielkim cierpieniem okupione jest podążanie za cudzymi marzeniami. Myślę, że to dzieło jest niezwykłym ukłonem w stronę wszystkich kobiet dźwigających jarzmo macierzyństwa. Oraz wszystkich dzieci, które muszą dźwigać brzemię w postaci oczekiwań swoich matek.

Codziennie mijamy wiele nieznajomych matek-bohaterek. Zapewniam Cię jednak, drogi czytelniku, że Niny Kacew nie mógłbyś minąć ot, tak. Następnym razem, widząc na ulicy krzykliwą kobietę ciągnącą za rękę zdezorientowane dziecko, przystań przynajmniej na chwilę i oglądając się za tą dwójką, zdejmij z głowy kapelusz, aby złożyć niemy hołd wszystkim, którzy kiedyś muszą przejść przez tę drogę.

 

Amelia Pudzianowska, kl. 2E