Myśląc „wyzwolenie”, wyobrażamy sobie brudnego, prostego, rozjuszonego krasnoarmiejca z karabinem na sznurku (bardzo wypaczony obraz ekwipunku), „zachęcanego” krótką serią karabinu maszynowego wystrzeloną za jego plecami przez komisarzy pilnujących, aby żaden z żołnierzy nie zwątpił w „Mateczkę Rosję” i parł naprzód.

Później staje nam przed oczami obraz zgliszczy, obraz pełen gwałtów, mordów, rabunków, barbarzyństwa. Ci, którzy choć trochę zgłębili temat, myślą o akcji Burza, która pod pozorem polsko – radzieckiej współpracy pozbawiła nas (już po raz kolejny podczas tej wojny) kadry dowódczej. Dla Polaków koniec II wojny światowej oznaczał początek kolejnej okupacji. Nie raz słyszymy od starszych członków społeczeństwa, że jednak „za Niemca było lepiej”. Na pewno nie tak ci ludzie wyobrażali sobie wyzwolenie. Korzystając z doświadczeń naszych pradziadków, słuchając ich opowieści, tworzymy sobie obraz podobny lub niemal identyczny do tego, który opisałem przed chwilą, ale czy ktokolwiek pomyślał, jak inne narody widziały zakończenie okupacji niemieckiej?

Korzystając z okazji, jaka nadarzyła się podczas odbywającego się w naszej szkole w listopadzie Dnia Francuskiego, zadałem kilka pytań pani attaché, goszczącej wówczas w III LO. Dotyczyły one oczywiście obrazu wyzwolenia, jaki panuje w jej kraju. Chodziło mi o zdanie samych Francuzów, a nie reżyserów Hollywood, którzy niemal zalewają nas filmami o lądowaniu w Normandii. Walki z Wehrmachtem prowadziły tam głównie wojska amerykańskie, a nie radzieckie, jak w Europie Wschodniej. Po niedługiej rozmowie okazało się, że czas pomiędzy czerwcem 1944 roku (lądowaniem w Normandii) a majem 1945 roku wspominają bardzo dobrze. Ponadto, Francuzi nie nazywają tego nawet wyzwoleniem. Było to dla nich momentem wycofania się wojsk niemieckich i podpisaniem pokoju. W odróżnieniu od nas są wdzięczni aliantom za ich interwencję. Nie przeżyli oni takiego upokorzenia, jak Polacy.

Pani attaché poproszona o wypowiedzenie się w kwestii zbombardowania miejscowości Caen przez Amerykanów odpowiedziała, że błędy taktyczne to część składowa działań wojennych, a już na pewno ich zaawansowanej formy i nie ma się im za złe niemalże kompletnego zniszczenia zabytkowego miasta. Caen bowiem miało być obwarowane przez liczne siły niemieckie. Dane okazały się nieprecyzyjne, nalot był zbędny. Domy, miejsca pracy, zdrowie, a nawet życie straciło wówczas wielu ludzi, a akcja stała się dla aliantów wstydliwym epizodem. Mimo to, jak się okazało, błąd został wybaczony, biorąc pod uwagę zasługi wyzwolicieli.

Wiadomo, że również żołnierze amerykańscy mieli swoją czarną stronę i niemal nie różniąc się od żołdaków radzieckich, dokonywali mordów, gwałtów i grabieży, ale takie wydarzenia były rzadkością, a jeśli już miało to miejsce, ich sprawcy byli szybko poddawani odpowiedniej karze, w przeciwieństwie do Rosjan, którzy nierzadko za takie czyny byli dodatkowo nagradzani mocnym trunkiem, lepszą racją żywnościową czy dodatkiem pieniężnym.

Jak widać, wyzwolenie miało dwie strony medalu, a my znaleźliśmy się po tej złej, pokrytej krwią i łzami „wyzwalanych”, dlatego nasze katastroficzne wyobrażenie każe nam myśleć, że za zachodnią granicą Niemiec wyglądało to prawie identycznie, co niewątpliwie jest błędem.

 

Dawid Bednarczyk, kl. 3C