Zapraszamy do lektury gazetki szkolnej "CzachPress".

CZACHPRESS 33

 

Jak to jest dotykać czyjegoś serca?
Czuć to powolne, równomierne, ale i zarazem piękne bicie
Nowe życie, tak małe, tak kruche, ulotne i krótkie
Zastanawiasz się jak przetrwać mijające minuty i dni
Szukasz wskazówek, które mogłyby cię naprowadzić
Z otwartym umysłem na każde niezapomniane słowo
Pragniesz zachować całe szczęście dla siebie
Co dzień brać po kawałku, a resztę chować do kieszeni

How it feels to touch somebody’s heart?
To feel this slow, uniform but at the same time beautiful beating
New life, so small, so gentle, so fleeting and so short
You think how to survive passing minutes and days
You’re looking for some tips that would guide you
With open mind for every unforgettable word
You want to keep the whole happiness for yourself
Day by day take a small piece and hide the rest in your pocket

Nieszczęśliwa miłość, pieniądze i tzw. high life. Banał. Jednak tylko tyle wystarczy, by przyciągnąć do kin tysiące, ba… miliony widzów na całym świecie. Co gorsza, jak się okazuje, tylko tyle wystarczy również, by obsypać film tak prestiżowymi nagrodami, jak Oscar czy BAFTA… Wielkie pieniądze, odpowiednia reklama i znana twarz na plakacie to widocznie przepis na sukces. Szkoda, bo po „Wielkim Gatsbym” spodziewałam się naprawdę wiele…

Kiedy w maju 2013 roku na ekranach kin pojawił się „Wielki Gatsby”, publiczność oszalała. Ponieważ jednak nie jestem wielką fanką kinematografii, film obejrzałam dopiero po 3 latach od premiery. Z wielką miską popcornu i równie wielkimi oczekiwaniami usiadłam wygodnie w fotelu i rozpoczęłam seans. Początek wydawał się obiecujący: piękni aktorzy, olśniewające stroje, muzyka i atmosfera tajemniczości, rozpostarta wokół głównych postaci, intrygowały, zadziwiały, zachwycały. Z czasem jednak zaczęły wydawać się przerysowane, a nawet zupełnie nierealistyczne: nadto uwspółcześnione. Brak jakiegokolwiek rozwoju akcji przez większą część filmu potęgował negatywne odczucia. Do tego gra aktorska Leonarda nie zachwycała, co zawiodło mnie chyba najbardziej, bo sądziłam, że od kogoś, kto kilka lat później otrzymał nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej, mogę oczekiwać dużo.

„Niedobrani” to pierwsza prawdziwie francuska produkcja, jaką miałem okazję zobaczyć. Przed seansem nie wiedziałem, co o niej myśleć, więc na wszelki wypadek nie oczekiwałem zbyt wiele. Muszę jednak przyznać, że film pod pewnymi względami pozytywnie mnie zaskoczył. Opowieść o miłości ambitnego, paryskiego pisarza i prostej fryzjerki z małej miejscowości okazała się dużo bardziej refleksyjna niż przypuszczałem i nie tak przewidywalna, jak zdecydowana większość popularnych komedii romantycznych. Tematyką są tutaj konflikty pomiędzy stylami życia osób wywodzących się z różnych środowisk.