Kolejna ceremonia wręczenia Oscarów za nami. Statuetki zostały rozdane, gwiazdom udało się błyszczeć na czerwonym dywanie w wypożyczonej biżuterii, a Jimmy Kimmel może mieć nadzieję, że ,,zaszczyt” poprowadzenia gali nie spotka go po raz trzeci. Jak rok temu, chciałabym podsumować noc, na którą wszyscy czekali od miesięcy, a o której nikt nie pamięta po tygodniu. Muszę przyznać, że w tym roku konkurencja w prawie wszystkich kategoriach była silna. Trudno było wybrać ten jeden film, który zasługuje na nagrodę. Jednak większego zaskoczenia chyba nie było, a tegoroczna gala pokazała, że Hollywood tak łatwo się nie zmienia.

Dwie statuetki Amerykańskiej Akademii Filmowej, cztery Złote Globy, pięć nagród BAFTA, łącznie 75 nominacji i 32 wygrane. Wszystkie w pełni zasłużone. Większość osób myślała, że zgarnie on statuetkę za najlepszy film na tegorocznym rozdaniu Oscarów. Jednak przegrana i powszechne oburzenie sprawiły, że jeszcze więcej osób poszło na niego do kin. W czym tkwi fenomen filmu Martina McDonagha?

,,Trzy billboardy za Ebbing. Missouri” jest jednym z tych filmów, o których lepiej nie wiedzieć za wiele przed oglądaniem. Największą przyjemność sprawia odkrywanie tej historii kawałek po kawałku. Akcja filmu toczy się w małym miasteczku Ebbing w stanie Missouri w USA.

W tym roku zimowa aura tak łatwo nie odpuszcza. Temperatura oraz ogromne ilości śniegu niemal zniechęcają do wyjścia na zewnątrz. Czy jest na to jakaś rada? Oczywiście, że tak. W taką pogodę jedną z propozycji spędzenia wolnego czasu jest udanie się w świat fikcji i fantazji twórców seriali (w końcu powinniśmy też wzbogacić nasze wrażenia kulturowe o coś więcej niż tylko filmy i książki). Spoglądając na listę nowości oraz kontynuacji popularnych seriali, trzeba przyznać, że reżyserzy dosyć hojnie obdarowali nas nimi w tym roku. Przygotujmy więc sobie ciepły kocyk, gorącą herbatę oraz wygodne miejsce i razem postarajmy się w miarę obiektywnie ocenić wszystkie nowe “perełki” Netflixa (i nie tylko).

Jako istoty powszechnie uważane za rozumne sądzimy, że posiadamy władzę nad naszymi umysłami. Myślimy, iż sami decydujemy o tym, co i w jaki sposób w danej chwili zrobimy, ale czy na pewno tak to wygląda? Na zachowanie człowieka, bez jego świadomości, wpływa otoczenie, nawet kilka słów może zupełnie zmienić sposób, w jaki coś wykonujemy. Zostało to potwierdzone w eksperymencie, który natychmiast przeszedł do klasyki psychologii.

EKSPERYMENT

John Baragh, wraz ze swoim zespołem badawczym, poprosił studentów z New York University, aby ułożyli czterowyrazowe zdania, mając do wyboru po pięć wyrazów. U połowy badanych pomieszane zdania zawierały słowa związane z podeszłym wiekiem, np. ,,Floryda”, ,,zapomina”, ,,łysy”, ,,zmarszczka”, ,,siwa”. Po wykonaniu zadania młodzi ludzie byli kierowani do następnego pokoju, gdzie odbywać się miała dalsza część eksperymentu. Aby dojść do kolejnego pomieszczenia, studenci musieli przejść przez korytarz i to właśnie ten krótki spacer był istotą całego eksperymentu. Badacze mierzyli czas, jaki zajmowało uczestnikom przejście korytarza. Tak jak zakładali, tym młodym osobom, które układały zdania z wyrazów nasuwających myśli o starości, przejście z sali do sali zajmowało dużo więcej czasu niż pozostałym studentom.

Temat gier video pojawia się ostatnimi czasy naprawdę często na łamach różnego rodzaju dzienników, czasopism czy programów telewizyjnych. Niestety, jest to najczęściej sprowokowane artykułami, w których myślą przewodnią jest: „Zastrzelił własną matkę, bo ta wyłączyła mu komputer”, „Zastrzelił swoich kolegów po zagraniu w grę video” czy kuriozalne do granic możliwości „Dokonał masakry. Obsługi broni nauczył się w grze”. Elektroniczną rozrywkę, ale i samych jej twórców, stawia się wtedy w roli współodpowiedzialnych (często nawet odpowiedzialnych) za tragedie, które dokonują się np. w amerykańskich szkołach. Po tych wydarzeniach okazuje się, że masowy morderca był fanem serii „Grand Theft Auto” czy „Call of Duty”, a obecność broni i nierzadko kontrowersyjnych treści zawartych w produkcjach (które sygnowane są odpowiednim oznaczeniem PEGI, czyli określeniem grupy wiekowej, dla której przeznaczony jest dany tytuł) sprawia, że stają się one niemal oskarżone o spowodowanie śmierci pewnej osoby czy nawet grupy ludzi. Często doprowadza to do sytuacji, kiedy gra jest banowana, czyli blokowana w jakimś kraju, a jej dystrybucja jest niedozwolona. Cierpią na tym fani, twórcy i rząd, gdyż obroty kapitału, jakie jest w stanie wygenerować elektroniczna rozrywka, są dzisiaj ogromne. Czytając artykuły o wspomnianych tytułach, codziennie mam zamiar zachęcić do otwarcia butelki szampana moich rodziców, znajomych i dziewczynę (która często pada ofiarą „gamingowego mordercy”), gdyż mają niebywałe szczęście. Będąc graczem od jedenastu lat, jeszcze ich nie pobiłem, nie torturowałem ani też nie zabiłem, mimo że ilość kontrowersyjnych tytułów, jakie ograłem oraz liczba przeciwników, których pokonałem, powinny stawiać mnie od razu pod ścisłą obserwacją psychiatryczną.