Sandro Rossel w ubiegły czwartek podał się do dymisji. Za tą decyzją stała zarówno możliwość ucierpienia wizerunku klubu, jak i niebezpieczeństwo, w jakim znalazł się były już prezydent Blaugrany. Cała sytuacja związana była z domniemanymi nieprawidłowościami przy transferze Neymara, którego zakup miał oscylować w granicy 100 milionów euro. Prawdziwą burzę wywołała publikacja El Mundo, które zarzucało zatajenie pewnej kwoty. Mimo konferencji prasowej zwołanej przez Barcelonę, w celu wyjaśnienia wszelkich niejasności, postępowanie sądowe trwa, a stery Dumy Katalonii objął do 2016 roku Josep Bartomeu.

Cały piłkarski świat zastanawia się, dlaczego Rossel zamiast walczyć o dobre imię, ucieka ze stanowiska, obarczając odpowiedzialnością Bartomeu. Pierwsze komentarze, jak zwykle, były bardzo różne: jedni w pełni wspierali Sandro, drudzy natomiast mieli wątpliwości co do uczciwości prezydenta; bo przecież skoro jest niewinny i transfer Neymara przebiegł prawidłowo, czemu zamierza zejść ze sceny? Odpowiedź na to pytanie przyszła szybciej, niż myślano, choć prawdą jest, że całkowity koszt sprowadzenia młodego Brazylijczyka, wliczając przeróżne utajnione kontrakty i umowy, nieco odbiegał od oficjalnego stanowiska klubu. Barcelona argumentuje to tym, iż pieniądze te nie były bezpośrednio związane z samą operacją pozyskania piłkarza Santosu, i być może ma rację - jakkolwiek by jednak nie mówić, tego typu informacje, to woda na młyn tych, którzy wciąż mają "jakieś ale" względem Sandro Rossela i jego decyzji.

Josep Bartomeu już działa. Pierwszym krokiem stało się zwołanie konferencji prasowej, na której Barca zaprezentowała całemu światu wszystko, co związane z kulisami przejścia Neymara z Santosu do Hiszpanii. Wystąpienie trwało niemal dwie godziny. Z dokumentów, jakie klub udostępnił dziennikarzom, wynika, że Rossel i całe środowisko związane z Dumą Katalonii mówiło prawdę - transfer Brazylijczyka kosztował dokładnie 57 milionów euro. To jednak nie wszystko, bowiem trzeba do tej sumy doliczyć pieniądze przekazane ojcu Neymara min. za szukanie reklamodawców Blaugrany w Kraju Kawy, reprezentowanie samego zawodnika, a także poszukiwanie młodych talentów na boiskach w Brazylii. Podsumowując, transfer ten, wraz z ujawnionymi na konferencji umowami, kosztował Barcelonę ok. 87 milionów euro.

Wobec mieszanych odczuć niektórych dziennikarzy, Bartomeu stanowczo zapewnia: "Nie kłamaliśmy w tej sprawie. Jedynie utrzymywaliśmy w tajemnicy umowy, które nie były bezpośrednio związane z przeprowadzką Neymara". To może nie kwota podawana w poniedziałkowym wydaniu El Mundo, czyli 95 milionów euro, jednak znacznie wyższa od tej, jaką oficjalnie ogłosili Katalończycy. Postępowanie sądowe trwa, jednak, czy w świetle takiej argumentacji działaczy, Barca może czegokolwiek się obawiać?

Chyba wszyscy pamiętają degradację do Serie B wielkiego Juventusu Turyn, skazanego za domniemaną korupcję prezesa w sezonie 2004/2005. W 2006 roku Stara Dama została zmuszona do uczestnictwa w rozgrywkach niższej klasy, dotkliwie ukarana finansowo, a także wycofana z Ligi Mistrzów na dwa lata. Juve odebrano także dwa tytuły mistrzowskie za poprzednie sezony. W wyniku afery Calciopoli, jak nazywana jest feralna sytuacja, klub bardzo ucierpiał pod względem ekonomicznym - brak sponsorów, udziału w europejskich rozgrywkach i gry w Serie A, odcisnął na Juventusie duże piętno, choć nie tak wielkie, by nie móc już niebawem powrócić na szczyt. Wobec takiej decyzji sądu, z klubem pożegnało się wielu znakomitych piłkarzy, jak Zlatan Ibrahimowić, Gianluca Zambrotta, Patrick Vieira, Lilian Thuram czy Fabio Cannavaro. Równocześnie nie opuściły go legendy Juventusu: Del Piero, Pavel Nedved czy Buffon, którzy już w następnym sezonie stanowili o jego sile w Serie A. Mimo wielu niejasności, Juve zapłaciło wielką cenę i pobytu wSerie B nie będzie wspominać dobrze. Czy podobny los, w przypadku udowodnienia nieprawidłowości przy transferze Neymara, czeka Barcelonę?

Najdotkliwsza kara to – 22 punkty w lidze, co równa się z utratą możliwości walki o Mistrzostwo Hiszpanii i jeden z najgorszych wyników w historii klubu. Do tego bezwzględnie dwa lata bez uczestnictwa w Lidze Mistrzów. Dla Barcelony, która musi w tej chwili troszczyć się o swoją politykę ekonomiczną, byłaby to katastrofa. Są tacy, którzy mówią, że Duma Katalonii już jest finansowym trupem, lecz opinie te należy traktować z przymrużeniem oka. Jeśli madrycki sąd orzekłby winę klubu i potwierdził podejrzenia o malwersacjach, Barca znalazłaby się w bardzo trudnym położeniu. Dotychczasowe postępowanie w tej sprawie pozwala jednak sądzić, że te sankcje należy rozpatrywać czysto teoretycznie, gdyż argumentacja działaczy jest dość przekonująca, a ujawnione umowy mogły zostać objęte specjalną klauzulą poufności, którą w obliczu wszystkich oskarżeń, trzeba było po prostu wypuścić na światło dzienne.

Nowy prezydent Barcy, Josep Bartomeu, w rozmowie z dziennikarzami, podkreśla: "Nawet jeśli pozew zostanie rozszerzony o moją osobę i osobę wiceprezydenta Fausa, nie podamy się do dymisji. Czujemy się silni. Pan Rosell nie zrezygnował tylko z powodów biznesowych, miał też personalne powody. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, aby przekonać go, żeby nie odchodził, ale to było niemożliwe, bo był tego pewien". Zapytany o możliwość wcześniejszych wyborów, stwierdził: "Mamy projekt, w który wierzymy i który realizujemy z powodzeniem i nie widzę powodu, aby domagać się nowych wyborów, ponieważ wykonujemy dobrą robotę na ekonomicznym, społecznym i sportowym poziomie". Nie zmienią się także relacje pomiędzy nim a trenerem Gerardem Martino, a Bartomeu podkreśla wręcz, że ma nadzieję na wieloletnią współpracę z Argentyńczykiem.

Kataloński klub starają się wspierać katalońskie media, i nie ma w tym nic dziwnego. By odwrócić kota ogonem, za cel obrały sobie transfer Gareth'a Bale'a do Realu Madryt, czyli największą tegoroczną operację finansową w Primiera Division. Przedwczoraj El Mundo Deportivo podało niewyobrażalną kwotę 265 milionów euro, jaką ostatecznie zapłacą Królewscy. Jak pisze gazeta: "Astronomiczny wydatek pokrył wartość karty zawodnika, prowizje od kontraktu, a także ubezpieczenia i inne niezbędne opłaty".

Kwota została utajniona z dwóch powodów: aby nie szokować opinii publicznej oraz nie podważać statusu Cristiano Ronaldo, który wciąż pozostaje najdroższym piłkarzem w historii futbolu. Te doniesienia najprawdopodobniej zbada Komisja Europejska, jednak Florentino Perez, podobnie jak katalońscy koledzy w sprawie Neymara, zarzeka się o całkowitej uczciwości. 265 milionów euro to opinia zahaczająca o absurd, i pozostaje nam z uśmiechem na twarzy obserwować coraz to nowsze "rewelacje" hiszpańskiej prasy.

Sandro Rossel usuwa się w cień. Tłumacząc swoją decyzję na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, powiedział: "Od pewnego czasu ja i moja rodzina byliśmy zagrożeni". Rzeczywiście, jak ustalili dziennikarze, do katalońskiej policji wpłynęło aż 9 wniosków dot. ataków na dom Rossela, w tym jeden mówiący o strzelaninie. Były prezydent Barcy podsumował: "Dlatego mój czas tutaj jest zakończony i przedstawiam radzie moją nieodwołalną rezygnację". Josep Bartomeu ma za to sporo pracy. Prócz wyjaśnienia transferu Neymara, jest także wielomilionowy projekt przebudowy Camp Nou. To właśnie największe wyzwania stojące przed następcą Rossela. Teraz wystarczy poczekać na wyrok sądu, by rozwiać wątpliwości - bo fakt stosowania przekrętów przez taki klub jak Barcelona, w dobie powszechnej kontroli finansowej, jest co najmniej tak nieprawdopodobny, jak mistrzostwo dla Manchesteru United.

Krystian Pomorski, kl. 2C

 

Źródło zdjęcia:

http://www.czasfutbolu.pl/transfer_neymara_josep-bartomeu_nowym_prezydentem/