Mark jest z pozoru zwyczajnym Albańczykiem - ciężko pracującym i szanowanym wśród ludzi. Wiedzie samotne i monotonne życie. Z wyglądu jest może nieco bardziej chudy, mizerniejszy, a może i delikatniejszy od innych mężczyzn. Jednak nie spotykają go z tego powodu żadne przykrości. Należy mu się szacunek, bo wybrał prawo Kanunu, czyli zbioru tradycyjnych praw regulujących albańskie życie.

I pewnie w tej historii nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Mark jest… kobietą, zaprzysiężoną dziewicą (Virgjineshë), która wolała wybrać życie samotnego mężczyzny i ślubować dozgonną czystość niż wyjść za mąż z przymusu.

„Masa o kobietach polskiej mafii” ma dwóch autorów. Pierwszym z nich jest Artur Górski, pisarz i dziennikarz śledczy. Drugim - Jarosław Sokołowski, pseudonim „Masa”, najsłynniejszy polski świadek koronny, który wyrwał się z mafijnego piekła. Główną część książki stanowią rozmowy pisarza z Sokołowskim. Kooperacja obu panów zaczęła się już kilka lat temu w redakcji miesięcznika „Focus Śledczy”. Górski był naczelnym pisma i zaproponował „Masie” pisanie felietonów.

„Masa o kobietach polskiej mafii”to niby luźna rozmowa dziennikarza ze świadkiem koronnym. Piszę „niby luźna”, bo jakoś wyraźnie rzuca się w oczy edycja tej dyskusji. Dość banalne pytania, wystudiowane… Nie chce mi się wierzyć, że tak wygląda rozmowa z jednym z „karków” z mafii pruszkowskiej. Ale rozumiem, że na potrzeby czytelnika należy czasem łagodzić przekaz. Przymknęłam więc oko i dałam się ponieść mrocznym historiom ze Żbikowa.

"Konkwistadorzy Diabła" to historia zespołu, który wyszedł z lasów Pomorza na salony, a ich lider – Nergal – przebył drogę do piekła i z powrotem.To bezkompromisowa relacja widziana oczami muzyków Behemoth i ludzi, którzy przez dwadzieścia lat byli naocznymi świadkami wydarzeń. Od piwnicznych początków po koncerty u boku największych sław współczesnego metalu.

Jadąc do Wilna, zapewne każdy oczekuje niezapomnianych wrażeń i unikalnych zabytków, jak w Pradze czy Dreźnie. Tu, niestety, muszę Was zmartwić. Od granicy do stolicy Litwy wiedzie prosta 250 km asfaltowa droga. Dokoła szczególnych widoków brak. Nasz wzrok przykuwają tylko wysokie lasy i rozległe pola, od czasu do czasu na horyzoncie ujrzymy nieduże skupisko domków.

Trudno się nawet zorientować, że właśnie przekroczyliśmy "progi" stolicy Litwy, są co prawda szersza droga i pojawiające się stopniowo stacje benzynowe, na których przed wjazdem do wielkiego miasta większość turystów robi sobie mały przystanek. I tu czeka ich wielka niespodzianka. Toalety, które z zewnątrz wyglądają ładnie i schludnie, w środku kryją zardzewiałą wodę. Nie radzę nawet myć rąk, bo ten ohydny zapach potrafi długo utrzymywać się na ciele. Im bliżej centrum miasta, Wilno odkrywa przed nami kolejne sekrety. Na pewno dużym zaskoczeniem mogą być stare trolejbusy poruszające się po drogach i spora liczba zakładów przemysłowych. Głównym obszarem zwiedzania jest zazwyczaj Starówka Wileńska, wpisana na światową listę UNESCO oraz parę innych zabytków znajdujących się w centrum. I tu możemy ulec rozczarowaniu. Niektórych zwiedzających zabytki zachwycają, a innych rozczarowują, co wiąże się z niechęcią do dalszego zwiedzania.