Macedonia wszystkim kojarzyła się z krajem gorącym, pełnym słońca, zielonym. Dla większości przede wszystkim nieznanym. Taka właśnie wydawała się w czasie lądowania. Ekscytowaliśmy się na myśl o widoku cytrusów i granatów rosnących na drzewach, szoku spowodowanym różnicami temperatur między słoneczną jesienią w obcym kraju a szarym niebem i deszczową porą roku w Ojczyźnie, w której byliśmy jeszcze niemal dwie godziny wcześniej. Po wyjściu z samolotu zdziwiła nas cisza lotniska w Skopje – stolicy kraju. Idąc po bagaż, słyszeliśmy echo swoich kroków, kiedy w tym samym czasie przez lotnisko Chopina przewijało się miliony ludzi i głosów.

Podczas drogi do Kochani – małego miasteczka, w którym mieliśmy spędzić tydzień – widzieliśmy tylko góry, roślinność i pasące się zwierzęta. Pierwszy dzień poświęciliśmy na odpoczynek i spacery po mieście. Samo Kochani jest małym miasteczkiem o niemal filmowym klimacie – wszyscy znają wszystkich, dzięki czemu czuliśmy się tam niesamowicie bezpiecznie. Z drugiej strony z tego powodu wieść o gościach z zagranicy rozeszła się wśród mieszkańców zaciekawionych nami. Mimo braku znajomości angielskiego, starali się nawiązać z nami kontakt. Język macedoński uważany jest za podobny do polskiego – i jest w tym coś prawdziwego.

Pośrodku miasteczka płynie rzeczka, wzdłuż niej spacerowali właściciele psów, młodzież natomiast obserwowała wodę z ławek i mostków. Dla Macedończyków zawsze musi znaleźć się miejsce na zieleń i, czym byliśmy zdziwieni, wszyscy o nią dbali. W każdym domu, na każdym oknie czy balkonie zwisały różnokolorowe pelargonie i pięły się wilce. Całe miasto otaczały góry.

Następnego dnia udaliśmy się do szkoły. Uczniowie wraz z dyrektorem przywitali nas w swoich ludowych strojach, dzieląc się z nami tradycyjnym, upieczonym przez nich chlebem. Przygotowali dla nas też poczęstunek złożony z wielu innych tradycyjnych przystawek, takich jak ajvar – pasta warzywna, macedońskie herbaty uważane za jedne z lepszych w Europie czy regionalne słodycze. Uczniowie oprowadzili nas po szkole. Zwróciliśmy uwagę na to, jak krótki czas oni tam spędzają oraz jak wywiera ona nacisk na zainteresowania uczniów.

Po zapoznaniu się z Macedończykami zostaliśmy podzieleni w grupy do gry miejskiej ułożonej przez nauczycieli. Miała ona za zadanie zapoznać nas z miastem, pokazać najważniejsze jego miejsca oraz patronów szkoły. Na koniec wspięliśmy się na najwyższy szczyt w mieście. Przez następne dni zwiedzaliśmy całą Macedonię: jej północną część, czyli Skopje, południowo-zachodnią – czyli Ochrydę oraz wschodnią, w której znajduje się Kochani. Wycieczki były naprawdę męczące, szczególnie że trwały cały dzień, dużo chodziliśmy i wspinaliśmy się, jednak było warto zobaczyć Jezioro Ochrydzkie o krystalicznie czystej wodzie i górzystej okolicy czy Skopje – jego zabytki i muzea.

Wszystkie zajęcia pomogły nam się zintegrować i już po kilku dniach spotykaliśmy się z nowo poznanymi znajomymi w restauracjach, jedząc najlepszą na świecie pizzę. Dlatego tym trudniej było nam się rozstać z tym krajem, ludźmi i słoneczną pogodą. Wydawało nam się, że jeszcze nie rozpakowaliśmy dokładnie walizek, a już musieliśmy je pakować. Życie toczyło się tam tak beztrosko, powoli – trudno było wrócić do codziennych obowiązków.

Możemy powiedzieć, że dzięki programowi Erasmus+ rozwinęliśmy swoje umiejętności mówienia w języku angielskim, komunikacji w gronie rówieśników, poszerzyliśmy swoją wiedzę i zdolności artystyczne zdobyte podczas warsztatów. Wszyscy uczestnicy z entuzjazmem będą opowiadać o tamtejszych przygodach i są przekonani, że gdyby tylko mogli, pojechaliby jeszcze raz.

Wiktoria Bakalarz, kl. 3B