28 września w Polsce zadebiutował Iphone 5. W stosunku do poprzednika różnić się będzie m. in.: 4” wyświetlaczem, znacząco odchudzoną obudową, obsługą technologii 4G/LTE oraz nowym złączem dokującym, zbliżonym do interfejsu miniUSB.

Ceny :

16GB – 2799 zł
32GB – 3299 zł
63GB – 3799 zł

Również 28 września w Europie pojawiła się nowa wersja konsoli PlayStatnion 3. Twórcy określają ją jako: „jedna druga oryginalnego – grubego modelu PS3". Sony planuje wypuścić kilka wariantów modelu. Starą wersję z 320 gigowym HDD zastąpi (w tej samej cenie) model z 500GB oraz grą FIFA 13 w pakiecie. Obok niej pojawi się wersja z dyskiem SSD o pojemności 12 GB w cenie 229.99 euro, która pojawi się 12 października.

Sony zarejestrowało patent, dzięki któremu użytkownicy będą mogli zabezpieczyć swoje urządzenia danymi biometrycznymi (np. odcisk palca, głos). Sprzęt taki zostanie uruchomiony jedynie przez osobę, która jest „przypisana” do danego egzemplarza. Znacząco przyczyniłoby się to do ochrony smartfona lub tabletu, jednak mogłoby zostać wykorzystane przez Sony jako system uniemożliwiający odsprzedanie używanego sprzętu, co.. nie czarujmy się... jest dość prawdopodobne.

 

RECENZJA :

Zapraszam Was w podróż. Nie będzie długa, jednak zapewniam, że nieraz przyspieszy Wam bicie serca... Zapraszam do lasu Sender-Mana.

Ciemno w tym lesie, jak… nieważne. Ważniejszą kwestią jest to, co ja tutaj robię? Dobrze, że chociaż mam ze sobą latarkę. O... kartka...

Ludzkość żywi się emocjami. Chyba każdy z nas lubi ten dreszczyk, nagły przypływ adrenaliny i przyspieszenie oddechu, dzięki którym czujemy, że żyjemy. Jedną z powszechniejszych form wywołania tego stanu w domowych i nieinwazyjnych warunkach jest strach. Z podobnego założenia wyszedł Mark Hadleys – twórca jednej z najstraszniejszych gier ostatnich lat.

Nie podoba się mnie to. Się mnie to nie podoba jak diabli. Odkąd podniosłem ten dziwny rysunek, cały czas czuję niepokój, a wręcz więcej – strach. No nic, lecę dalej ścieżką, nie oglądam się za siebie i może wyjdę ku jakiejś cywilizacji.

Od samego początku gra nie pozostawia złudzeń co do swojego charakteru, ascetyczne menu główne, „Start game”, powoli odsłaniająca się nazwa gry i zaczynamy. Znajdujemy się ciemną nocą w lesie, za jedyne źródło sensownego (omijanie drzew, patrząc w niebo, jest złym pomysłem...) światła robi nam latarka, a do wykonania mamy jedno polecenie. Mianowicie mamy znaleźć 8 stron. Stron czego? Stron gdzie? Stron po co? Tego graczu domyśl się sam.

Uczucie „wejścia” w świat gry potęguje kompletny brak jakiegokolwiek HUD'a, czyli interfejsu użytkownika. Nie dostajemy żadnych informacji, poza tymi, które wynikają z rozgrywki. Interakcja z otoczeniem polega na chodzeniu, okazjonalnym sprincie, podczas którego praktycznie nic nie widzimy, bo latarka skierowana jest w dół, wyłączaniu/włączaniu latarki, zbieraniu kartek oraz magicznym zoomie obrazu, z którego w ogóle nie korzystałem.

Pierwsze kroki w lesie tylko delikatnie zwiastują to, co będzie się działo. Na razie jasne światło latarki daje trochę pewności siebie. W tle pohukuje sowa, a księżyc jasno świeci na nocnym, rozgwieżdżonym niebie. Ta pozorna sielanka z reguły trwa do czasu znalezienia pierwszej kartki. Wtedy rozlegają się bębny...

Uczucie niepokoju narasta. Ciężko mi nie odwracać się do tyłu. Na dodatek latarka zaczyna przygasać. Mam nadzieję, że za tym tunelem las się skończy. Poza tym, skąd u diabła w lesie taki tunel? Kolejna kartka. Chyba widzę kogoś na końcu tunelu – może nareszcie ktoś mnie wyprowadzi z tego upiornego miejsca. Aaa! Moja głowa. Mam nadzieję, że ten koleś będzie miał przy sobie jakąś aspirynę.

Nie liczcie na wyskakujące zza krzaka zombie czy hektolitry krwi na podłożu, bo nie w tym tkwi siła tej produkcji. Całość operuje na podstawowych lękach człowieka. Nie ma tutaj miejsca na psychologiczne zagrywki czy delikatne sugestie w stylu Silent Hill, chociaż podobnie jak tam, w Slender The Eight Pages wielką rolę odgrywa udźwiękowienie. Dźwięki użyte w tej grze dosłownie przewiercają człowieka na wylot. Samo odsłuchanie ich na słuchawkach powoduje leciutkie, nieprzyjemne mrowienie w krzyżu, a co dopiero, kiedy połączone są z naprawdę dobrą (jak na darmowe, zastosowane w grze środowisko Unity) grafiką i świadomością, że On może czaić się wszędzie.

Aby zapobiec totalnie bezładnemu poruszaniu się po lesie, twórcy rozmieścili karki w klimatycznych lokacjach, o niezmiennych pozycjach, jednak podczas moich rozgrywek niektóre ze stron pojawiały się na miejscu dopiero po zebraniu innych. Powolne ruchy postaci uniemożliwiają przejście gry na zasadzie „przebiegnę od kartki do kartki i nawet mnie nie zauważy” , ponieważ opcja sprintu jest ograniczona wytrzymałością postaci. Jeżeli będziemy ciągle biec, nasz heros/heroina się zmęczy i będziemy musieli się wlec wolniej niż normalnie. Wyjątkiem jest pojawienie się w kadrze tytułowego Slendera. Wysoki jegomość bez twarzy, ubrany w garnitur, ma w zwyczaju pojawiać się totalnie bez ostrzeżenia do wtóru dźwiękowego „bum”. Wtedy nasza postać dostaje zastrzyk adrenaliny i biega szybciej oraz widzi wyraźniej. Naturalnie jest to ograniczone czasowo.

Jezu! Co to miało być! Nie wiem, jakim cudem, ale to...coś... zaczęło się rozciągać i przemieszczać w moją stronę bez poruszania się. Z jego całego ciała pojawiły się macki. To było straszne! Ale najgorsza była jego głowa... kompletnie pozbawiona rysów twarzy, tak jak figurka do rysowania człowieka. Uciekłem najszybciej jak mogłem. Latarka prawie kompletnie wysiadła, a ja wciąż czuję jego wzrok... choć on nie ma oczu.

Kiedy Slender raz cię namierzy, będzie za tobą podążał, póki cię nie dopadnie albo nie znajdziesz wszystkich kartek, co powinno zakończyć grę (mój rekord 6/8). Czasami, kiedy wydaje się, że już dał za wygraną i można chwilę odsapnąć, ekran zaczyna śnieżyć, a w głośnikach pojawiają się trzaski – to znak, że właśnie na niego patrzysz, a zbyt długie patrzenie prowadzi do śmierci postaci. Mechanizm ciągłego zaszczucia skutecznie zapobiega nudzie podczas rozgrywki oraz możliwości kontrolowanego odprężenia zwieraczy.

Aby jednak nie było tak różowo, czas na wady. Gra po kilkunastu rozgrywkach robi się wtórna, gdyż dobrze wiemy, czego się spodziewać (choć mimo to nadal jest strasznie).

Brak mapy czy jakiegokolwiek kompasu utrudnia odnalezienie się w lesie po ucieczce, co szczególnie frustruje, kiedy straszydło pojawi się koło kartki i musimy się zmywać, żeby się ratować.

Mimo że nie jestem wielkim fanem horrorów, to polecam tę grę każdemu. Jeżeli nie jako przykład doskonałego (i na dodatek darmowego) interaktywnego horroru, to chociaż jako pokaz możliwości darmowego silnika Unity i ambitnego, niezależnego twórcy. Tak więc: pampers włóż! Do peceta marsz!

Jestem kompletnie wyczerpany. Mam nadzieję, że w tym baraku mnie nie znajdzie. Nie mogę dalej uciekać. Chyba go słyszałem... nie! Nie! NIEEE!!!

Bój się razem z nami :
http://www.parsecproductions.net/slender/
lunatyk

Patryk Bielec, kl. 2B