„Każdy w życiu ma jakieś marzenie, czegoś pragnie, o czymś myśli, coś, co lubi, co chciałby jeszcze raz zobaczyć, usłyszeć...” – słowa te, choć padły w rewelacyjnej komedii Stanisława Barei przed ponad trzydziestoma laty, wciąż są aktualne.

Ja na przykład chciałbym lub chciałem, nie wiem jeszcze do końca, zostać dziennikarzem, ewentualnie coś zbliżonego do dziennikarstwa robić. Powszechnie wiadomo jednak, że redakcją skupiającą największą liczbę dziennikarzy jest Powiatowy Urząd Pracy, więc powinienem zmienić swoje priorytety. Począłem zatem szukać dla siebie wymarzonej profesji, bo zawsze dobrze jest kimś być. Tak, to ważne - zwrot „kimś być” nie został użyty przypadkowo, zauważmy jak bardzo różni się w swym znaczeniu od wyświechtanego „być kimś”. „Być kimś” od razu nas do czegoś zobowiązuje, usiłuje wyznaczyć nam jakieś cele, skłonić do pracy. „Kimś być” dotyczy tylko nieuchronności czasu i jedynie informuje o fakcie, iż prędzej czy później, być może przyjmiemy jakąś usystematyzowaną postawę życiową. Ot, w myśl prostej zasady mówiącej, że „jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś tam nie było”.

Emocjonalna architektura skryta w zakamarkach każdego serca. Symboliczne wcielenia dokonujące się dzięki temu, co w życiu najważniejsze. Potrzeba mediacji umożliwiającej dotknięcie sedna. Uczucia - silne i głęboko ukryte. Sytuacje – trudne i trwale odciskające piętno na życiu. Ludzie – którzy się na przemian niszczą i odradzają.

Aspekty codzienności, zwykłego życia jeszcze zwyklejszego człowieka znów stanowiły inspirację dla Erica–Emmanuela Schmitta. Pisarza znanego ze swych wnikliwych i drobiazgowych obserwacji, lekkiego pióra, dzięki któremu z łatwością, ale i kreatywnością potrafi przekazywać prawdy o życiu – w sposób ciekawy i nienarzucający się, daleki od moralizatorskiego i dosadnego tonu.

Na „Małżeństwo we troje” czekałam z utęsknieniem. Jakże wielkie było więc moje zdziwienie, gdy odkryłam, że nie jest to powieść fabularna, jak wyobrażałam sobie po przeczytaniu tytułu, lecz zbiór opowiadań oraz minipowieści. Początkowo poczułam małe rozczarowanie – wszak spodziewałam się książki będącej następczynią takich powieści Schmitta, jak „Przypadek Adolfa H.” czy „Kobieta w lustrze”. Rozczarowanie zniknęło po przeczytaniu kilku pierwszych stron, zmieniło się w zachwyt, który odtąd nie opuścił mnie aż do ostatniej strony.

Świat ciągle biegnie do przodu. Czas pędzi nieubłaganie. Wszystko się zmienia, unowocześnia, tknięte różdżką cywilizacji. Proces tej nieustającej wędrówki został ukazany w filmie dokumentalnym "Samsara" w reżyserii Rona Fricke'a.

Nakręcenie tego dzieła zajęło filmowcom 5 lat. Odwiedzili oni łącznie 25 krajów. Premiera "Samsary" miała miejsce we wrześniu 2011 r. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto, natomiast w sierpniu 2012 r. film trafił do globalnej dystrybucji.

Jaka jest pogoda za oknem, wszyscy widzimy. Rano mgła, ewentualnie deszcz. Do południa deszcz, ewentualnie chmury. I tak codziennie. Przy odrobinie szczęścia, na jakieś pół godziny wyjrzy słońce. Żeby nie było jednak zbyt pięknie, błękitne niebo widzimy tak z dwa razy w tygodniu.

Przytłaczająca pogoda źle wpływa na naszą koncentrację, jesteśmy senni, a przecież koniec semestru zbliża się nieubłaganie. Jak to zmienić? Jest kilka bardzo prostych i skutecznych sposobów.

Po pierwsze, spacery. Wiem, co sobie właśnie pomyśleliście. Jasne, o niczym innym nie marzę. Jest zimno i mokro, i mam tysiąc innych pomysłów na spędzenie wolnego czasu. Oh no. Wymówki stare jak świat. A wystarczy poświęcić chociaż trzydzieści minut dziennie. To tyle, co jeden odcinek serialu. Jeśli mamy więcej czasu i chęci, możemy iść na siłownię czy basen. Pełnia szczęścia.

A jeśli już tak bardzo, bardzo nie chce Wam się wyjść z domu, wystarczy kilkanaście, kilkadziesiąt minut ćwiczeń do ulubionej muzyki czy podczas oglądania filmu.

W poprzednim wydaniu „CzachPress” z października 2013 ukazał się tekst Ewy Majkusiak z kl. IC, który dotyczył ideału piękna w XXI wieku i tego, że nie wszyscy musimy być tacy sami. Temat tekstu zdecydowanie uważam za ciekawy, ale – moim zdaniem – nie został całkowicie wyczerpany, dlatego też w tym numerze gazetki proponuję Wam, Drodzy Czytelnicy, abyście zapoznali się z wywiadem, który traktuje o dążeniu do doskonałości wykreowanej przez media.

Większość dziewczyn żyje w przekonaniu, że mężczyźni wolą te chudsze, z kilkumetrowymi nogami. Sądzą też, że nosząc rozmiar 38 lub większy, nigdy nie zaznają szczęścia. A jednak swego czasu mój dobry znajomy stwierdził, że wraz z odkryciem strony Krągłości.pl, która powiązana jest z facebookowym fanpagem Prawdziwe kobiety mają krągłości, nie kręcą go „wieszaki”. Odwiedza te witryny internetowe, czerpiąc ogromną przyjemność z oglądania kobiet, do których można się przytulić bez ryzyka posiniaczenia siebie samego.

Strony te odwiedzają nie tylko mężczyźni, ale i wiele kobiet, które próbują odnaleźć siebie, pragną zaakceptować swój wygląd i poczuć się atrakcyjnie. Do zmian w życiu, do przeanalizowania swojej postawy i pokochania siebie powinien zachęcić Was także wywiad z założycielką Krągłości, Agatą Kaługą, posiadaczką niesamowicie seksownego głosu i pięknych kobiecych kształtów oraz inspirującej osobowości. W ramach działalności w/w stron powstała agencja modelek plus i normal size PKMK Models, a także zorganizowano nagą sesję, która wywołała spore emocje i z pewnością jest przełomowym momentem dla zmiany toku myślenia zakompleksionych kobiet.

Darja: Skąd wziął się pomysł na nagą sesję PKMK Models?